Piątek. Ostatnia lekcja bardzo udanego tygodnia. Już myślę o tym, jak usiądę do komputera, żeby opisać cykl fantastycznych lekcji z piątoklasistami. W myślach wybieram zdjęcia, które wrzucę na bloga… A tu taka porażka…
Długo już jestem nauczycielem. Wiem z doświadczenia, że nowy materiał trudno zapada w pamięć uczniom. Kiedy z klasą przerobię nowe zagadnienie, nie kończę działu tylko sprawdzianem. Uparcie wracam do tematu. Robię serię kartkóweczek, u nas w szkole nazywane są one odpowiedziami pisemnymi. Przez cały tydzień lekcje zaczynamy kilkuminutową powtórką, rozwiązywaniem zadania, żeby w piątek napisać z ćwiczonego materiału kartkówkę. Ostatnio z gimnazjalistami ćwiczyliśmy rysowanie brył i zapisywanie, zgodnie z oznaczeniem na rysunku, wzorów na pole i objętość. Teraz walczymy z funkcją, bo to jest całkowicie nowe zagadnienie, pełno w nim dziwnych nazw, pojęć i zasad. Z każdą pracą pisemną, widzę przyrost umiejętności, postępy uczniów. Nie żałuję więc tych powrotów, czasu poświęconego na utrwalanie.
Co się stało w ten piątek, że mój nauczycielski instynkt mnie nie zatrzymał w odpowiednim momencie? Przecież po trzech latach znam swoich gimnazjalistów, wiem, który kiedy fiknie, rzadko daję się wyprowadzić z równowagi, często problemy na lekcji udaję mi się rozwiązać żartem.
Piątek. Rozpoczyna się lekcja, rozdaję karteczki do odpowiedzi pisemnej. Po sprawdzianie z funkcji zaplanowałam trzy prace, zapisałam w terminarzu e-dziennika wraz z NaCoBeZu i numerami zadań z podręcznika… I chwilę po rozdaniu kartek, zaczyna się rzucać jeden z moich uczniów:
- co to za zwyczaje, sprawdzian skończył dział..
- po co te kartkówki..
- po co wracamy do tego, co już było
- czy pani myśli, że tylko matematyki muszę się uczyć..
Nie mogłam zatrzymać potoku jego zarzutów, dałam się wciągnąć w dyskusję, a przecież doskonale wiedziałam, że nie jest to sposób na wyciszenie tego trudnego ucznia… Bałagan na lekcji, inni nie mogą się skupić na pracy, bo trwa nasza wymiana zdań. Porażkaaa…
Prace mam ocenione. Widać postępy tych, którzy notowali, liczyli ze mną przez cały tydzień. Ten kto nawet nie otwierał zeszytu w czasie naszych przypominajek, musiał ponieść porażkę. Od początku wiedziałam, dlaczego mój uczeń się buntuje. Sprawdzian napisał nieźle, chwalił się i domagał się mojej pochwały…. Uwierzył, że wszystko wie, więc na moich przypominajkach nic nie robił, nawet zeszytu nie otworzył… Po co ja mu na tej kartkówce o jego zaangażowaniu przypominałam? Co mi dała ta satysfakcja, kiedy powiedziałam swoje nauczycielskie „a nie mówiłam, trzeba było”?
Wzburzona weszłam do pokoju nauczycielskiego. Pożarłam z nerwów, co miałam do zjedzenia. Wykrzyczałam sobie swoje emocje, usłyszałam pocieszające słowa i radę koleżanek, nie myśl już o tym… Ale we mnie wszystko latało. Ja tak się staram pomóc im się nauczyć, po nocach sprawdzam prace, a on mi… Obrazy wracały. Emocje nie opadały. Trochę byłam na siebie zła, że nie mogę zapomnieć. Przeżywałam na nowo wymianę zdań. I jeszcze w sobotę, podczas odgruzowywania domu, szykowania frykasów na niedzielny rodzinny obiad, wracały wspomnienia. I analizowałam to jeszcze raz w myślach, przeprowadzałam na nowo rozmowę i wymyślałam, co kiedy powinnam powiedzieć…
Głupie? Okazuje się, że nie. Niedawno, na konferencji „Inspiruję do nauki i rozwoju” organizowanej przez scenariusze.pl, znalazłam naukowe potwierdzenie, że to dobra metoda. Na warsztatach z panią Katarzyną Hefko usłyszałam „należy ćwiczyć po fakcie rozmowę z uczniem”. Wtedy wzruszyłam ramionami. Też mi sposób na nasze nauczycielskie problemy z krnąbrnymi uczniami. Chciałam wtedy magicznych słów, idealnych sposobów… Ale teraz wiem, że pani psycholog wiedziała, co mówi. Trzeba jeszcze raz odtworzyć sytuację w myślach, znaleźć jakieś odpowiednie słowa. Zobaczyć, w którym momencie ja, nauczycielka, mam być panią sytuacji.
Jakby się tak zastanowić, to nawet w życiu prywatnym trenuję w myślach trudne rozmowy ze znajomymi. Wiecie, że w serialach też tak robią 🙂 Pamiętacie pierwsze spotkanie Jacka i Kasi w Zmiennikach? 🙂.
Nadal będę odtwarzać trudne rozmowy z rodzicami, uczniami, analizować sytuacje z lekcji. Może pomoże mi to reagować w przyszłości inaczej, lepiej.
Jakie Wy macie sposoby na rozwiązywanie problemów z trudnymi uczniami?Tak jak ja walczycie przez kilka godzin, dni i przerabiacie na nowo swoje niepowodzenie, aż wymyślicie sposób? A może wyrzucacie je z pamięci i pracujecie dalej?