Kiedy już wróciliśmy do nauczania stacjonarnego, na jednej z pierwszych godzin wychowawczych wypłynęła, z siłą wodospadu, sprawa oceniania zeszytów prowadzonych przez uczniów w czasie nauczania zdalnego. Padały gniewne okrzyki uczniów „Nauczyciel nie ma prawa!!!” A pamiętam jak, jeszcze niedawno, żalili mi się, że nauczyciel nie chce wystawić oceny za zeszyt i w ten sposób podwyższyć ocenę roczną.
Te ich narzekania były okazją do pogadania, już kolejny raz, o tym jak się uczymy.
Skorzystałam z notatki Agaty Baj umieszczonej na FB Myślografii. Poprosiłam uczniów o notowanie i na mojej tablicy i w ich zeszytach powstał taki zapis naszych rozważań.
To skąd moi uczniowie czerpią wiedzę? Jako pierwsze źródło podali Internet i tu usłyszałam cichutki chichot uczniów (wiadomo dlaczego, skończyliśmy właśnie 8-miesięczny czas nauczania zdalnego).
Dłużej zatrzymaliśmy się na notatce, która jest widocznym śladem uczenia. Jeżeli mój uczeń nie notuje, to może jakieś informacje dochodzą do mózgów, ale nie następuje synteza tak ważna w procesie uczenia.
Co na to uczniowie? Dyskutowaliśmy o ich zeszytach. Właśnie zaczęli oddawać podręczniki do biblioteki szkolnej, więc zapytałam, który zeszyt zostawią, nie wyrzucą, bo jest tam wiele ważnych notatek? Katastrofa, żaden nie był wart zatrzymania!
Dlaczego ich zeszyty są puste? Uczniowie przyznali się, że nie umieli zrobić notatki z przeczytanego tematu, nie potrafili wybrać najważniejszych rzeczy z tekstu! Rodzice, pracując ze swoimi dziećmi na zdalnych, również to zauważyli. A na wywiadówce nawet usłyszałam zarzut, że niewielu nauczycieli dotąd uczyło siódmoklasistów robić notatki, raczej dyktowano na lekcjach już wybrane informacje.
Jak to jest, że już pierwszoklasista – uczeń Wiesławy Mitulskiej, którą obserwuję na FB, robi to sam. Gdzie tkwi przyczyna niepowodzeń w notowaniu tak wielkiej grupy uczniów?
Skecznotka, którą zrobiliśmy, we wszystkich moich klasach była początkiem dyskusji o ich sposobach uczenia się. Wielu uczniów potwierdzało, że muszą sobie rozrysować, rozpisać wiadomości, które chcą zapamiętać, robią sobie mapy myśli, bo łatwiej ogarnąć temat… Niektórych zaskoczyło stwierdzenie „notatka – to widoczny proces uczenia”. Ktoś wyszeptał, „a może dlatego nie mogę nauczyć się na sprawdzian, bo tylko czytam?”.
Sens notowania – to zaskoczyło moich uczniów, ale mnie załamało coś innego. Ile mamy zmysłów? Arystoteles wymienił pięć: słuch, wzrok, smak, węch, dotyk. Teraz naukowcy mówią, że jest ich około 21.
Zatrwożyłam się, myśląc o tym, ile zmysłów używają moi uczniowie, kiedy uczą się ze mną matematyki. W notatce wymieniliśmy wzrok i słuch, bo w szkole się tylko gada, ewentualnie jak mamy na czym, to wyświetlamy. A co z pozostałymi zmysłami?
Jak uczy się niemowlak? Bobas potrafi całą stopę wpakować sobie do buzi, żeby dobrze poznać swoją nogę, która ciągle przelatuje mu przed nosem.
Zrobiłam rozeznanie, zapytałam uczniów, gdzie, na jakim przedmiocie uczą się używając innych zmysłów. I ten rekonesans wypadł źle! W szkole uczą się używając najczęściej jednego zmysłu – słuchu, niekiedy wzroku.
Dostałam kilka pochwał, że na matmie coś dotykają (manipulują przyrządami geometrycznymi, układają gry dydaktyczne, klocki…) zdarzyło się, że wykorzystywali smak i węch – wyprowadzałam wzór na pole koła na pizzy. Sprawdzali też, jaka jest objętości soku wyciśnięta z jednego jabłka i porównywali smak tego soku z 100% soku w kartoniku. Niektóre z takich lekcji, gdzie angażuję w naukę więcej zmysłów moich uczniów, opisałam w czerwcu na FB i w wielu poprzednich postach, na przykład:
http://matlekcja.pl/znow-powialo-z-dzikiego-zachodu/
http://matlekcja.pl/ale-po-co/
http://matlekcja.pl/wyrzuca-mnie/
Teraz kończę ten rok szkolny, pakuję wszystkie karty i pomoce do segregatorów, kartonów i wyznaczam sobie nowy cel na 2021/2022, aby dać moim uczniom jeszcze więcej możliwości na uczenie się matmy wszystkimi zmysłami.
Jak to jest z Waszymi lekcjami? Ile zmysłów swoich uczniów angażujecie na lekcjach w proces uczenia?