Znów powiało z Dzikiego Zachodu

Ostatnio na moich lekcjach było jak na Dzikim Zachodzie. Nie, uczniowie nie rozrabiali więcej niż normalnie 🙂 Zrobiłam lekcję w konwencji – albo, ujmę to bardziej naukowo, zastosowałam storytelling. Pomysł na scenariusz lekcji nie jest nowy. Już kiedyś pisałam, dlaczego taka lekcja powstała, co mnie zainspirowało:  Bo mnie sprowokowali.

Dlaczego znów piszę o lekcji powtórzeniowej z trójkątów? Pierwszy scenariusz powstał dla klasy gimnazjalnej, a teraz w mojej sali lekcyjnej mam inny target – szóstoklasistów. Pod tablicą też stoję zupełnie inna ja. Zanim zdecydowałam się na lekcję według starego scenariusza, długo się wahałam. Zrobić, nie zrobić? Wyciągnęłam z segregatora gotowe zestawy do tematu „Poszukiwany trójkąt”. Wystarczyło skserować odpowiednią ilość. I jak myślicie, powieliłam je?

Niestety nie!!! Wszystkie materiały i listy gończe miałam wykonane w Wordzie. Im dłużej je oglądałam, tym mniej mi się podobały:

  • bo niesymetryczne,
  • bo bez obrazka,
  • bo nie  przypominają listu gończego…
Wyciągasz z szafy stare materiały i stwierdzasz: bleeeee

Lekcja będzie następnego dnia o 8.45,  a na moim zegarze już 20.00. A co ja robię? Siadam do komputera i poprawiam. Czy taka zmiana to chwila moment? Każdy wie, że NIE!!! A co ja jeszcze robię? Otwieram aplikację, do której się kiedyś na jakimś szkoleniu zalogowałam i poznaję możliwości Canva.com. Niektórzy powiedzą, że to bardzo intuicyjny program. Ja jednak pracuję w tej aplikacji pierwszy raz, do północy coraz bliżej, a ja nie mogę się zdecydować, jak typowa kobieta, na szablon, na kolor, wielkość liter – a do wyboru sporo 🙂 Możesz sobie wyobrazić, ile razy plułam sobie w  brodę „Po co to zmieniasz?!”. Niestety rozsądek nie zwyciężył, ale dzięki temu szaleństwu i Canvie listy gończe poszukiwanych trójkątów wyszły piękne, a  ja, jako autor portretu braci Trójkątów, bardzo byłam zadowolona z całości. Warto było się pomęczyć.  Nieprzespana nocka, ale wystarczy porównać oba listy, żeby stwierdzić – dobra zmiana. 

Moje pierwsze materiały zrobione w Canva

Rano niewyspana, ale szczęśliwa, przy dźwiękach muzyki country, otworzyłam drzwi saloonu, zapraszając do środka kandydatów na zastępców szeryfa.

Szeryf przygotowany do poszukiwania zbiegłych trójkątów

Jak moje wcielenie potraktowały szóste klasy? Już są przyzwyczajeni do storytellingu  i nauczycielki w dziwnych strojach,  z jeszcze dziwniejszymi gadżetami. Kiedy inni uczniowie przechodząc obok naszej sali wytrzeszczają oczy, moi główkują:

  • dlaczego takie przebranie,
  • co ostatnio przerabialiśmy, że nauczycielka tak wygląda…

Jeszcze się lekcja nie zaczęła, a uczniowie już myślą tematem i celem lekcji. Dobre, co?

Jak pracowaliśmy?

  1. Przez pięć minut zastępcy przeglądali tajną kartotekę szeryfa. Szeryf przygotował kilka informacji o każdym z siedmiu braci trójkątów. Uczniowie musieli do zdjęć z profilu, anfas (rysunków poglądowych z informacją o bokach, kątach, wysokościach) i dopasować nazwy trójkątów.

    Kartoteka szeryfa to ściąga dla zastępców
  2. Potem sprawdzaliśmy, czy wszyscy dobrze nazwali trójkąty ze względu na boki i kąty.
  3. I już grupy zastępców szeryfa mogły przystąpić do identyfikacji zbiegłych. Dwadzieścia minut pracy.
    Komplet dla każdej grupy zastępców szeryfa

    Dwadzieścia minut na rozpoznanie zbiegłych Trójkątów
  4. Uzupełnioną listę zbiegłych trójkątów grupy przekazywały innej grupie szeryfów i było wielkie sprawdzanie (ocena koleżeńska). Szeryf tłumaczył, a grupy odhaczały: źle/dobrze zindentyfikowany zbiegły trójkąt…

    Który to zbiegły trójkąt? Emocje zawładnęły nawet szeryfem.
  5. Na koniec lekcji każdy mój zastępca dostał naklejkę, pamiątkę ze spotkania z szeryfem.
Po takich szalonych lekcjach często zostawiam pamiątkę-wklejkę do zeszytu

Bardzo dobre emocje towarzyszyły tym lekcjom (trzy klasy szóste). W każdej grupie było wiele dyskusji, a nawet sprzeczek: jak masz dwa kąty równe, to zobacz aż trzy trójkąty pasują… Kłócili się i udowadniali swoje racje, a moje serce nauczycielskie rosło i pęczniało z dumy.

Wróciłam ze szkoły bardzo zadowolona, już nie pamiętając tych nocnych godzin, które spędziłam na przerabianiu czegoś, co miałam gotowe w segregatorze.  Canvę od tamtej  nocki wykorzystałam już kilka razy. Za każdym razem jęczałam nad sobą i  tym, że wcześniej upierałam się, że Word nadaje się do wszystkiego 🙂 Oj głupia ja, głupia 😉 Canva to tyle możliwości! Jednak warto słuchać tych, którzy polecają inne aplikacje, a nie trwać przy swoich starych sposobach jak uparty osioł.

I tak to chcę, czy nie chcę, uczę się ciągle czegoś nowego!