Przychodzi baba do lekarza…

        Skończył się wrzesień, już połowa października, a na wielu grupach facebookowych jeszcze toczą się rozmowy o testach diagnostycznych. A jak to wyglądało na moich lekcjach w czwartej klasie w zeszłym roku?

Temat: Przychodzi baba do lekarza…

     Z matematyczkami w naszej szkole ustaliłyśmy, że robimy testy diagnostyczne uczniom, którzy zaczynają naukę przedmiotową, czyli czwartoklasistom. Postanowiłam to zrobić szybko, więc już na pierwszych, drugich lekcjach  ze skserowanymi testami ruszyłam do sali.

     Po drodze zaczęłam mięknąć, zrobiło mi się żal tych maluchów. Nowy nauczyciel, nowy przedmiot i tak od razu z pracą pisemną. Niedobrze. No, ale diagnoza jest potrzebna  – oprócz tego, że musi być w dokumentach szkolnych, to ja osobiście jestem zakochana w statystykach, wierzę w ich moc informacyjną 🙂

      Szłam korytarzem z  testami, a obok przechodziła szkolna pielęgniarka i stało się…  Znów żółta piłeczka Pomysłowego Dobromira zapukała na mojej głowie.  Uprosiłam  koleżankę, żeby pożyczyła mi biały fartuch. Założyłam kitelek (choć łatwo nie było, bo pielęgniarka ma o wiele lepszą figurę niż ja), a z pomocą nożyczek i spinaczy, z białego kartonu powstało lusterko laryngologiczne.    I tak wkroczyłam do klasy.

Z lusterkiem laryngologicznym weszłam na lekcję

   Od razu napisałam na tablicy pierwszą część tematu lekcji, czyli „Przychodzi baba do lekarza”

       Dzieci grzecznie przepisały, długo to trwało, w końcu czwarta klasa. Żaden uczeń nie miał odwagi, by zapytać, czemu tak dziwnie wyglądam, więc rozpoczęłam rozmowę.

A ten temat lekcji nie wydaje się Wam dziwny, może ten tekst coś   przypomina? A co ze mną?

   Niektórzy odważyli się powiedzieć , że nauczycielki nie przypominam, raczej lekarza. Drążyłam temat dopytując, kiedy idziemy do lekarza? Wiedzieli. Uczniowie odpowiedzieli, że ktoś chory idzie do lekarza, żeby  ten zapisał lekarstwa…

   Dopytywałam dalej.  Czy zawsze od razu lekarz  wypisuje receptę? Znów wiedzieli, że bada, nieraz każe otworzyć buzię, naciska patykiem na język i to nie jest przyjemne… Potem potoczyły się opowieści, jak ktoś musiał iść do laboratorium, miał pobieraną krew i bolało… Gdy tylko zaczęli mówić o bólu,  mogłam powoli wyjaśniać cel lekcji.

   Zapytałam, czy ten ból jest potrzebny, czy lekarz musi wysyłać pacjentów na takie badania diagnostyczne, które są nieprzyjemne? Usłyszałam, że inaczej lekarz nie wiedziałby, na co choruje pacjent i jakie mu przepisać lekarstwa…

   Wtedy mogłam uczniom wyjaśnić, dlaczego wcieliłam się w lekarza: chcę wszystkich przebadać, nie jak lekarz, ale jak nauczyciel. Zrobić takie badania diagnostyczne – sprawdzian. Napisanie sprawdzianu niekoniecznie będzie przyjemne, ale bardzo ważne dla mnie, nauczyciela. Muszę wiedzieć, gdzie boli moich uczniów, czyli czego moi uczniowie nie wiedzą. Jak lekarz muszę wypisać receptę, czyli ustalić, które rzeczy trzeba powtórzyć, a które są świetnie przez nich opanowane.

     Po tych moich wyjaśnieniach, mogliśmy skończyć pisać temat  „Przychodzi baba do lekarza, czyli test diagnostyczny z matematyki” i  zaczęliśmy pisać test diagnostyczny. Krążyłam wśród uczniów w białym fartuch z pokrzepiającym uśmiechem :))

     Kiedy przyniosłam sprawdzone testy jako temat lekcji zapisaliśmy „Recepta dla klasy 4a, czyli jak wypadł test diagnostyczny”.

     Oceny z testów diagnostycznych wpisałam do dziennika, ale ocena nie była liczona do średniej, w komentarzu pojawiały się jeszcze % i kilka słów podsumowania.

Bardzo się starałam moich uczniów nie wystraszyć testem, ale czy mi się udało?