Za mną kolejne szkolenie, a w ciągu następnych miesięcy zaplanowałam udział w kilku innych kursach. Na każdą konferencję, kurs, szkolenie, spotkanie grupy facebookowej idę z nadzieją, że usłyszę, zobaczę coś, co wzbogaci mój nauczycielski warsztat. Myślicie pewnie „ma szczęście, każdy warsztat spełnił jej oczekiwania”. Nieprawda. Bywa tak, że wracam ze szkolenia tylko z jednym ciekawym zdaniem, ale nawet ono mnie inspiruje i zmusza, żeby coś nowego na lekcji wypróbować.
Program szkolenia jest ważny, ale największą wartością każdego kursu są spotkania z innymi nauczycielami. Zachwycają mnie opowieści eduwariatów, z którymi rozmawiam na przerwach, podczas pracy w grupie. Przyjemnie jest posłuchać tych, którym się chce, którzy ciągle szukają nowych sposobów na skuteczniejsze nauczanie. Nie wiem, jak Wy, ale ja jestem bardziej otwarta na innych, kiedy uczestniczę w kursie sama, gdy nie ma obok mnie znajomych.
Jeżeli sama wybieram sobie szkolenie, którego program mnie zainteresował, mogę poświęcić na to swój wolny czas. Nie marudzę, nie żałuję, że wybór był nietrafiony. Kiedy muszę stawić się na obowiązkowym szkoleniu rady pedagogicznej, to czuję, jak budzi się we mnie natura upartego, opornego osła, już zaczynam szukać czegoś w prelegencie, w temacie… I myślę sobie: jesteś złą kobietą… Ale nie! Jednak nie ja się opieram, tylko mój mózg 🙂 Neurodydaktycy mówią, że mózg uczy się lepiej i skuteczniej, kiedy chce, a nie kiedy ktoś go zmusza.
Ale co tam kursy i szkolenia. Nic tak nie uczy o technikach i metodach pracy z uczniami jak obserwacja innych nauczycieli przy tablicy. Przez osiem lat, kilkanaście razy w roku, miałam cudowne korepetycje z warsztatu pracy nauczyciela. Będąc wicedyrektorem szkoły, obserwowałam nauczycieli jak prowadzili lekcje. Analizowałam zachowanie tej samej klasy, na różnych lekcjach, prowadzonych przez inne nauczycielskie osobowości, dziwiąc się, jak różnie zachowywali się uczniowie… Wiadomo, że każda obserwowana lekcja była przez nauczycieli dokładnie przemyślana pod względem metodyki, dydaktyki, podstawy programowej i czegoś tam innego, co w danym roku podawaliśmy analizie w szkole… Najczęściej widziałam perełki bliskie lekcji idealnej. Dużo nauczyłam się słuchając samoocen, refleksji nauczycieli. Uczyłam się, jak nauczycielowi przekazać konstruktywną informację zwrotną.
W szkole (przed reformą) przez dwa lata wdrażaliśmy ocenianie kształtujące, a następnym również dwuletnim etapem samodoskonalenia się grona pedagogicznego były ok obserwacje – spacer edukacyjny. Założyliśmy sobie, że każdy nauczyciel dwa razy w roku szkolnym zaprosi do siebie nauczyciela, najlepiej innego przedmiotu, poprosi o obserwacje konkretnej rzeczy, sytuacji, zachowań swoich i uczniów… A po lekcji odbywała się rozmowa, nauczyciela i zaproszonego gościa, poruszali tylko wybrane przez nauczyciela tematy. Usłyszeć informację zwrotną od osoby, do której masz zaufanie, która jest Tobie życzliwa – bezcenne…
Nie mam już takich możliwości obserwowania koleżanek i kolegów przy tablicy, więc szukam…
Ostatnio zafascynowana jestem fejsem, forami nauczycielskim – ile tam pomysłów na ciekawe lekcje, a jeszcze nauczyciele piszą „bierzcie i częstujcie się”… Fantastyczne zjawisko…
Teraz modne są też różnego rodzaje konferencje. Uczestnik posłucha jakichś wykładów, paneli dyskusyjnych, a potem przegalopuje po salach, uczestnicząc w warsztatach i na pewno znajdzie coś dla siebie… Najlepiej wspominam te szkolenia, kiedy słuchałam nauczyciela praktyka, a nie kogoś, kto zna dobrze teorię, a nigdy jej na lekcji nie próbował zastosować.
Niedawno odkryłam szkolenia online. Mówię Wam cudo. Jak w zeszłym roku mnie wciągnęło, to machnęłam sobie kilka szkoleń na platformie eTwinning. Materiały, zadania i narzucone terminy pomogły mi się zmobilizować i poznać nowe aplikacje, które teraz wykorzystuję w pracy.
Webinaria, kanały youtuberów – doskonała rzecz. Znajdziesz sobie temat, który Cię ciekawi, posłuchasz nie wychodząc z domu. Taka gadająca głowa, która chce się swoją wiedzą podzielić, nieźle inspiruje. A jeszcze możesz zatrzymać filmik i wrócić do niego później.
Wiem, to głupie szkolić się w swoim czasie wolnym! W innych zawodach szkolenia odbywają się w godzinach pracy lub na czas szkolenia pracownik dostaje wolne. Również nasze nauczycielskie szkolenia organizowane są w tygodniu, w godzinach przedpołudniowych, też w nich uczestniczę, ale zawsze się wtedy denerwuję, że ja tu siedzę, nic mądrego nie słyszę, a lekcja mija…
A dla Was, która forma doskonalenia zawodowego, jest najskuteczniejsza?
Czy macie w szkole spacer edukacyjny?
*a w tytule postu nawiązałam do cudnej książki Danuty Sterny „Uczę(się) w szkole”, którą mocno polecam.