Wypisz świadectwo

W dziwnej scenerii rozdałam świadectwa moim szósteczkom. Ale przecież ostatnio wszystko jest jak z filmów fantasy, nawet kwiat, który dostałam od całej klasy, ubrany był w zieloną maseczkę i rękawiczki. Ten widok bawi, ale i przypomina trudny czas.

Zabawny pomysł uczniów, a może rodziców:)

Teraz mam czas, żeby obejrzeć swoje świadectwa. Zawsze po trzech latach wspólnej pracy gimnazjaliści wystawiali mi oceny sumujące i opisowe. W tym roku poprosiłam o wypisanie  świadectwa swojemu nauczycielowi matematyki klasy: ósmą (pracowaliśmy razem od września 2019) i  trzy klasy szóste, z którymi znamy się już od czwartej klasy. Kiedyś dostawałam świadectwa wypisane ręcznie, w tym roku wysłałam około setce moich uczniów Microsoft FORMS i czekałam. Trochę się zawiodłam.

Kiedyś takie świadectwo dostawałam od uczniów kończących szkołę  (wzór znaleziony w Internecie, niestety nie wiem, kto jest autorem)

Zresztą od czasu wystawienia ocen końcoworocznych to uczucie zawodu i smutku pojawiało się u mnie dość często. Lekcje on-line swoją obecnością zaszczycało coraz mniej uczniów, brakowało nawet tych, którzy wcześniej aktywnie uczestniczyli. Nie tylko nieobecności mnie smuciły,  ciągle myślałam nad samodzielnością i uczciwością swoich uczniów.  Kto krył się za ich zadaniami domowymi?   Już w ostatnim wpisie porównując statystyki śródroczne z końcoworocznymi  martwiłam się, a tegoroczne wyniki Kangura tylko potwierdziły moje obawy. Test na uczciwość oblało wielu uczniów, a może rodziców, w całej Polsce.

Ten krótki czas nauki po wystawieniu ocen do rozdania świadectw obnażył kolejną  prawdę o szkole. Jeżeli nie ma groźby oceny niedostatecznej, nie będzie nagrody za wykonanie zadanie, to przerażająca większość polskich uczniów nie podejmie się rozwiązania zadania. Nauczyciel nie macha bacikiem z ocen, więc uczeń nic nie robi. Nie przejdzie przez pokój zagadek, choć nauczyciel staje na głowie, żeby zachęcić… Ilu uczniów uczy się dla siebie i  podejmuje wysiłek dla swojego rozwoju intelektualnego?

Bez bata ocen nauczanie w polskiej szkole jest niemożliwe?

I tak na potwierdzenie mojej teorii: w klasie czwartej, uczymy się skracać ułamki zwykłe, ja gimnastykuję się przed kamerką, chcąc pokazać  jak 4/8 czekolady  zamieniam na  1/2 czekolady,  żeby wytłumaczyć sens skracania ułamków. Wspólnie z uczniami odkrywamy, jak się skraca. Uczniowie zauważają, jak niezbędna jest do tego tabliczka dzielenia do 100. Ćwiczymy, a potem czas na pracę własną ucznia, to on musi przeliczyć całą masę zadań, żeby wyćwiczyć umiejętność skracania, wyrobić sobie nawyk oglądania końcowego wyniku… Uczniowie chcą rysować bateryjki umiejętności, żeby mi pokazać, jak dobrze rozumieją zagadnienie.

Narysuj, ile rozumiesz z dzisiejszej lekcji

A  tym razem zamiast bateryjek podłączam test w formsach, który po rozwiązaniu da uczniowi i mi odpowiedź, jak mają opanowaną umiejętność np. skracania ułamków. I od razu zza kamerek pada pełno pytań: na ocenę będzie?  Kiedy odpowiadam,  bez oceny, masz sam siebie sprawdzić, wtedy kilku odważnych uczniów mówi, że nie zrobi…

Gdy nauczyciel mówi zróbcie zadanie, nie będę oceniała.

Dyskutujemy, czy warto rozwiązać test. Udało mi się przekonać uczniów?  1/3 klasy usiadła i rozwiązała zadania. Na kolejnej lekcji podczas dodawania ułamków zwykłych to właśnie ta grupa wyrywała się do odpowiedzi, wiedząc, co trzeba zrobić z wynikiem, dziwiąc się, że inni nie widzą tego, co im rzuca się od razu w oko.

Próbując zachęcić do pracy innych, pokazuję statystyki na Teamsach. Wszystkie klasy widzą, że zadania domowe są rozwiązane przez całą klasę, kiedy nauczyciel oceniał, bez oceny około 33% zrobione. Gdy pytam dlaczego, odpowiedzi są podobne na każdym poziomie nauczania:

  •  po co robić jak nie grozi jedynka,
  •  nic nie dostanę, że rozwiążę,
  • bez oceny nie warto,
  • uczę się dla oceny…

Ta magiczna jedna trzecia w tym okresie pomiędzy wystawieniem ocen, a rozdaniem świadectw, przewijała się wszędzie, około 33% uczniów łączyło się ze mną na lekcje on-line, rozwiązywało testy i tyle samo wystawiło mi świadectwa. Gdybyśmy przeanalizowali frekwencję w tym czasie w tradycyjnym nauczaniu znów byłby ten sam trend 33% obecnych w szkole.

Ale nie o 33% dziś chce pisać. Dziś analizuję sobie swoje świadectwa. Z tych, które dostałam, wyczytałam bardzo ciekawe rzeczy:

  • Akcja wypisz świadectwo nauczycielowi, ma pomóc mi zmienić swój warsztat pracy, poprawić metody nauczania, zobaczyć, nad czym muszę popracować, a co już nie wymaga zmian. I powiem, że  wcale nie zainteresowały mnie oceny sumujące, rzuciłam na nie okiem ciesząc się z wysokich średnich, ale tak naprawdę z wypiekami  na twarzy czytałam  oceny opisowe. Pomyślałam wtedy, że to, co czytam, jest jak ocena kształtująca. Sama się przekonałam, jaka informacja zwrotna jest ważna!  Jaka skuteczna może być szczegółowa IZ od nauczyciela dla ucznia dbającego o swój rozwój, jak niewiele mówi cyferka, która wcale nie skłania do zmian.

 

  • Porównałam sobie opinie uczniów, którzy znają mnie 3 lata i tych biedaków, którym trafiła się kolejna zmiana nauczyciela. Ta sama cecha moich lekcji – uczeń pracuje przy tablicy i nigdy nie dostaje za to oceny,  wzbudziła u uczniów skrajne emocje. Szóstoklasiści zarzucają mi, że nie pilnuję kolejki i ktoś idzie częściej do tablicy, ktoś rzadziej.
Jak pracuję przy tablicy

A ósmoklasiści twierdzili, że praca przy tablicy była bardzo stresująca i przeszkadzała im w uczeniu się. Rozumiem ten stres w pierwszym miesiącu, zanim poznałam możliwości nowych uczniów, ale później?  Kiedy wiedziałam, jakie zadanie napisać na tablicy, jak podpowiedzieć, żeby wywołany uczeń wrócił do swojej ławki z poczuciem odniesionego sukcesu?  Chyba nie we mnie tkwił problem… Może to doświadczenie z poprzednimi nauczycielami, albo atmosfera w klasie nie sprzyjała uczeniu się, za bardzo wstydzili się siebie nawzajem? Dlaczego nikt z szóstych klas nie bał się tablicy, a wręcz przeciwnie,  do tablicy wyrwała się każda trąba matematyczna, twierdząc, że tam, przy tablicy, szybciej wszystko można pojąć.

  • Staram się zacząć od tego, co jest bliskie moim uczniom, a potem przełożyć to na matematyczne zagadnienie. Czyli bohaterem lekcji zostaje czekolada, zawartość lodówki, szafa,  które pomagają zrozumieć pojęcie, a dopiero potem wspólnie szukamy reguły, uogólniamy. To na moje lekcje wkracza ogrodnik z łopatą, żeby uzmysłowić uczniom, czym jest pole, a czym jest obwód figury. Szóstoklasiści opisują na świadectwie te lekcje, mówią, że były ciekawe i teraz im się te pojęcie nie mylą, a ósmoklasista krytykuje ten rodzaj lekcji. Twierdzi, że bardziej zależało mi wtedy na tym, żeby zaskoczyć uczniów, a nie skupiałam się na doskonaleniu warsztatu ucznia.  Dlaczego niektóre moje lekcje bywały takie dziwne? W pamięci ciągle krąży jeden z wniosków CKE: uczniowie potrafią wyliczyć obwód prostokąta, a nie wiedzą, jak obliczyć długość płotu na działce. Kiedy czytałam ten zarzut ósmoklasistki, przypomniałam sobie swoją złość na nauczyciela fizyki, który zadał pytanie na sprawdzianie: Gdzie trzeba postawić buteleczkę z perfumami, na podłodze czy na szafie, żeby zapach szybciej rozniósł się po pokoju? Uzasadnij swoją odpowiedź. Byłam wściekła na nauczyciela, bo obstukałam się z podręcznika, a tam o żadnych perfumach nie było mowy… Przeanalizowałam zadania ósmoklasistów i każde moje dziwne zadanie mieściło się w podstawie programowej, wiązało matematykę z naszym życiem codziennym. Pamiętam, ile wymagało ode mnie przygotowań i zmartwiłam się, że dobry uczeń widział w tych lekcjach tylko działania pod publiczkę. Słuszne to były podejrzenia? Czy może uczeń bronił się, jak ja kiedyś na fizyce, przed sytuacją inną niż ta opisana w podręczniku? Podręcznik i ławka szkolna są bezpieczne, można znaleźć odpowiedź  na końcu książki, w ramce, czy wytłuszczonym napisie. Siedząc nad zadaniami z podręcznika rzadko trzeba obserwować, mierzyć, analizować wyniki i szukać jakiś zależności, interpretować czy formułować wnioski.

 

  • W świadectwach znalazłam wpisy o pracy w grupach. Znów dwie różne wersje. Fajne, więcej  takich lekcji... wypisywali ci uczniowie, którzy rozrabiali, spisywali, nie próbowali skorzystać z obecności kolegów, którzy mogli im inaczej niż nauczyciel wytłumaczyć zagadnienie. Mniej tych prac w grupach… pisali ci którzy nie potrzebowali pomocy kolegów, a wręcz przeciwnie grupa opóźniała ich działanie, bo trzeba było uzgadniać z innymi wspólną wersję albo tłumaczyć pozostałym. Po co te grupy…. pisali ósmoklasiści,  którzy musieli wychodzić ze swoich bezpiecznych stref komfortu i łączyć się w zespoły z przypadkowymi osobami z klasy, do czego nie byli przyzwyczajeni.

 

  • A na jednym świadectwie znalazłam jedenaście  ocen niedostatecznych za: kompetencje i wiedzę, przygotowanie do lekcji, metody nauczania, efektywność lekcji, zaangażowanie, sposób oceniania uczniów, umiejętność motywowania uczniów,  rozwijanie umiejętności uczniów, stosunek do uczniów, kontakt z uczniem.  Zdziwiłam się: żadnej oceny powyżej jeden? Rzuciłam się  na ocenę opisową chcąc znaleźć powód tak niskiej punktacji, szukałam konkretów, wskazówek. Nic nie znalazłam. Przeczytałam tylko, że najlepiej, gdyby nie trzeba było na matematykę chodzić… Czy zabolała mnie ta ocena? Raczej zdziwiła.  I znów okazało się, że ocena sumująca, cyfra nic nie mówi. Gdyby chciało się mojemu uczniowi napisać, co go tak wkurzało na moich lekcjach……  Znów poczułam na własnej skórze, że ocenianie kształtujące ma sens, stymuluje do rozwoju, daje szansę na zmianę.