Mam w tym roku szkolnym dwie nowe klasy, w tym ukształtowaną już przez innych nauczycieli klasę ósmą. Takiej zmiany nauczyciela, kilka miesięcy przed egzaminem, nie ma im co zazdrościć.
Mam już w głowie ich imiona. Już rozpoznaję po oczach, kto ma jaki poziom histerii, gdy podchodzi do tablicy, więc prawie wiem, jak pomóc uczniowi, żeby odszedł od tablicy z poczuciem sukcesu. Ale CISZA panująca w klasie mnie dobija. Kiedy zadaję pytanie: było? Cisza. Kiedy proszę o połączenie się w grupy i wspólne rozwiązywanie zadań, to smucą mnie takie samotne wyspy – uczniowie, którzy nigdzie nie idą. Dobija mnie cisza panująca w czasie wspólnej pracy, nikt do nikogo nic nie mówi, nie ma wymiany wiedzy… Brak pytań do mnie, nikt o nic nie pyta… Cisza.
Można powiedzieć: cudownie! Pracują w ciszy! Ale ja w tej ciszy słyszę strach przed przyznaniem się do niewiedzy. Nie wiem, nie umiem, nie zapytam, bo się zdradzę…
Próbuję uczyć po swojemu, próbuję pokazać matematykę wokół nich, próbuję szukać informacji w matematycznych określeniach… Ciężko idzie… Ale się nie poddaję!
Ostatnio zastosowałam terapię szokową. Lekcja zaczęła się od powtórki z ostatnich lekcji, uczniowie metodnikami P-prawda, F-fałsz odpowiadali na moje pytania. Poszło nieźle. Lubię tę metodę. Mam ogląd, co kto wie, widzę, kto spogląda na metodnik kolegi. Nie muszę przygotowywać pytań testowych wcześniej, a zmuszam wszystkich uczniów do refleksji nad przerobionym materiałem.
Po powtórce puściłam znaleziony na forach nauczycielskich FB filmik
I zadałam mojej niemej klasie ósmej pytanie „o czym będziemy dzisiaj mówić”. Filmik leciał, a ja chodziłam po sali i każdemu uczniowi wręczałam kawałek papieru toaletowego.
A cisza trwała, mimo że wielkie oczy ósmoklasistów patrzyły na mnie z niedowierzaniem. Gdybym moim gimnazjalistom puściła filmik, mieliby 150 pomysłów na temat lekcji, doszukując się matematyki w toalecie, wyraziliby swoje oburzenie, zgorszenie, niesmak zagościłby na ich twarzach… pisałam o moich zarażonych gimnazjalistach na blogu wcześniej… A tutaj cisza. Dobrze, że chociaż oczy ósmoklasistów…
Nic nie wyjaśniam, brnę w to dalej. Zaczynamy ćwiczenie z kawałkiem papieru toaletowego. Informuję, że jak na filmie będziemy składać kawałek na pół (dwie części) i tak będziemy zapisywać nasze doświadczenie.
Składamy papier, uczniowie mówią o obserwacjach. Tak zapisaliśmy wyniki naszych działań.
Kiedy doświadczenie zostało opisane liczbami, wniosek nasunął się moim uczniom sam – dzisiaj będziemy rozmawiać o potęgowaniu. Zapisaliśmy temat: Potęgowanie.
Zanim lekcja potoczy się dalej, musimy zastanowić się, co zrobić z naszą pomocą dydaktyczną – kawałkiem papieru toaletowego, gdzie wrzucić
Dobra okazja, żeby porozmawiać o ekologii. Segreguję śmieci? Gdzie wrzucamy ręczniki papierowe, chusteczki higieniczne, czy to jest papier?
Puszczam jeszcze raz filmik i zwijam ekran projektora ze słowami „Niech matematyka będzie z wami, nawet w toalecie :)”
Ubawiona lekcją, opowiadam o niej koleżankom. Słyszę między innymi „jesteś odważna”. Chodzę z tymi słowami w głowie i zmuszają mnie one do napisania tego tekst. Czy takie wprowadzenie do tematu lekcji wymaga od nauczyciela odwagi? Mogłam lekcję rozpocząć tym samym ćwiczeniem, bez filmiku, a zamiast papieru toaletowego, byłaby kartka papieru. Co bym zyskała, co zostałoby w głowach uczniów?
Szkoła jest nudna. To, co pokazujemy dzieciom przy tablicy jest nudne. To, co ich ostatnio pociąga w Internecie to filmiki na TIK TOK (około 600 mln użytkowników). Przyciąga ich krótka forma, szokująca, śmieszna treść.
Kiedy słuchałam neurodydaktyków, to oprócz rozważań, która część mózgu za co jest odpowiedzialna, znalazłam coś, co do mnie, matematyka, szczególnie przemówiło: równanie hipokampa. Hipokamp, ta mała część naszego mózgu, podobna do konika morskiego, pomaga przenosić wiadomości z pamięci krótkotrwałej do długotrwałej.
W tym równaniu nie ma słów, którymi bombardujemy naszych uczniów na każdej lekcji.
W takim razie sprawdzam, czy moja lekcja w 8 klasie, spełniła równanie hipokampa:
- był obraz – filmik, instrukcja zachowania w toalecie,
- zaplanowałam akcję – zginaliśmy papier na pół, liczyliśmy ilość powstałych w wyniku zgięć prostokątów,
- były emocje – niestety widziałam je tylko w oczach, bo tyle lat w szkole zabiło w tych dzieciach umiejętność przeżywania, pokazywania szczerze, co myślą…
Zrobiłam wszystko, żeby włamać się do ich mózgów i zapaść w pamięć. Na tej lekcji udało mi się rozwiązać równanie hipokampa.
Czy cała lekcja musi być pełna napięć i emocji? Nie. Podoba mi się usłyszane na Inspiracje 2019 hasło „Nauka powinna być jak reklama”. Mam u uczniów wzbudzić chęć zakupu. Czy kupią proponowane treści? To zależy od nich.
Po filmiku, ćwiczeniach z papierem, czyli po reklamie, przyszedł czas na wybór uczniów: kupię treści z lekcji o potęgowaniu czy nie.
A na lekcji z potęgowania sprzedawałam:
- wypisanie definicji potęgi,
- wzory działań na potęgach o wykładnikach całkowitych,
- doskonalenie umiejętności rachunkowych przy obliczaniu wartości wyrażeń arytmetycznych z potęgami o wykładniku ze zbioru liczb całkowitych.
Tak zrobiłam to, wykorzystałam taki dwuznaczny filmik na lekcji i wcale się tego nie wstydzę 🙂 Wręcz przeciwnie!